Do biura Elli z Piórkiem wszedł klient .
Miał przed sobą wyciągniętą rękę, w której trzymał coś dwoma palcami –wyglądało to jakby młoda żona niosła śmierdzącą skarpetkę męża do prania.
Klient rzucił na biurko Elli to coś i zaczął uciekać.
– Stop! – krzyknęła Ella. Klient się zatrzymał. Powoli odwrócił się twarzą do Elli.
– Co to jest?
– Pismo z urzędu skarbowego. – odpowiedział Klient cicho.
– Czego chcą? – irytacja Elli była już mocno odczuwalna. Klient skulił ramiona.
– Nie wiem, nie otwierałem bo to przecież z urzędu. Ja nic złego nie zrobiłem. Naprawdę.
Ella energicznie chwyciła kopertę i ją otworzyła. Wyjęła dwie kartki. Jedna z nich była cała zapisana urzędowym bełkotem a na drugiej był podpis naczelnika, bo na tej pierwszej już się nie zmieścił.
Szybko przeczytała pismo, z którego dowiedziała się, że jej klient, ma wciągu 3 dni stawić się w urzędzie i złożyć wyjaśnienia dotyczące deklaracji, której nie powinno być.
Ella chwyciła telefon i już dzwoniła do skarbowego.
– Urząd skarbowy, słucham.
– Dzień dobry, mówi Ella z Piórkiem. Mój klient dostał od Państwa wezwanie, o co chodzi?
Po trzech minutach rozmowy urzędniczka przyznała, że w sumie to nie sprawdziła dokładnie wszystkich danych i Klient Elli nie musi już nic wyjaśniać, bo wszystko jest jasne, pismo można uznać za niebyłe.
Klient usłyszawszy tą informację z radości chwycił Ellę w ramiona i ucałował ją w obydwa policzki.
Następnego dnia sytuacja się powtórzyła. Zmienił się tylko Klient.
Ella z Piórkiem usiadła za biurkiem i policzyła.
5,20 zł za jeden list polecony. W ciągu dwóch dni dwa listy polecone uznane za niebyłe. Razem 10,40zł.
– Skąd urząd skarbowy wziął 10,40 zł? – zapytało Piórko
– Jak to skąd? Z naszych podatków.- odpowiedziała Ella.